16.10.2015

1. Żałoba

Bravewood, 13 wrzesień 2014

W pokoju rozbrzmiewała już na dobre piosenka Smell like teen spirit, gdy wreszcie spod kołdry, niczym zombie z grobu wynurzyła się blond czupryna. Jej właścicielka przeciągnęła się leniwie, z głośnym jękiem, chowając się przed słonecznym światłem. Siedzenie do późna na czacie z Nicki nie był dobrym pomysłem i zaczęła odczuwać teraz tego skutki. Jednak rozmowy z blondynką były niczym symfonie Beethovena – nie miały końca. Na oślep powędrowała dłonią do radia, rozgłaszając je. Przyda jej się rozbudzenie przy dobrej piosence.
Słońce wypełniało pokój swoim jasnym blaskiem, dając Lexi do zrozumienia, że powinna już dawno być na nogach. Chciała już ponownie nakryć się kołdrą i zignorować wszystko wokół, gdy coś wyczuła. Zapach naleśników, który dobiegał z dołu był wystarczającym powodem by powitać nowy dzień.
Każda sobota zaczynała się tak samo. Ona ociągała się ze wstaniem aż do południa a jej ukochana babcia, jak na złość przyrządzała naleśniki. Ulubione śniadanie Lexi – tym bardziej przyrządzone przez Pepper Fate, było jedyną rzeczą na świecie, która była w stanie zmusić ją do opuszczenia łóżka.
Na wyczucie odszukała palcami stóp swoje ciepłe kapcie i powędrowała z na wpół przymkniętymi powiekami w stronę drzwi. Gdy tylko postawiła stopę na pierwszym stopniu schodów prowadzących na parter, w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Cofnęła się pośpiesznie do pokoju, łapiąc za szlafrok. Słyszała jakieś głosy, ale nie rozumiała nic przez radio, które nadal wypełniało pokój muzyką. Z zaciekawieniem wyszła ponownie na schody, próbując zidentyfikować przybysza. Niestety, docierające do jej uszu głosy nie brzmiały znajomo. 
Będąc już na dole, dostrzegła dwóch mężczyzn w mundurach, którzy momentalnie zamilkli widząc dziewczynę. Lexi chciała już coś powiedzieć, gdy ujrzała babcie, stojącą kilka kroków od nich, z chusteczką przyciśniętą do ust.
Płakała – a to nie był codzienny widok. Do dzisiejszego dnia, była ona w oczach nastolatki najtwardszą kobietą jaką spotkała. A jednak teraz stała przed nią, cała w łzach, z trzęsącymi się ramionami. Gdy tylko zauważyła wnuczkę, odchrząknęła starając się na nowo przybrać maskę, jednak na próżno. Jedno spojrzenie w czekoladowe oczy Alexandry, sprawiły, że na nowo jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Była tam bardzo podobna do Naomi. Te same bystre, brązowe, pełne życia oczy. Zawsze niesforne, w kolorze dojrzałej pszenicy włosy, które tak samo jak jej matka nosiła związane w długi warkocz. Jak mogła tak naiwnie wierzyć, że kiedyś będzie jej ponownie dane ujrzeć jej dziecko?
  Funkcjonariusze widząc w jakim stanie jest kobieta, zwrócili się bezpośrednio do nastolatki.
– Alexandra Fate? – Dziewczyna kiwnęła niepewnie głową, podchodząc bliżej. W myślach analizowała całe wakacje, zastanawiając się czy mogła dopuścić się jakiegoś przestępstwa. Jeden z funkcjonariuszy – czarnoskóry, łysy, na oko trzydziestoletni mężczyzna, przełknął nerwowo ślinę, w rękach obracając jakąś foliową paczkę. – Czy Naomi Holly Fate to twoja matka?
– Tak. – Odpowiedziała automatycznie, jednak nie czuła, że to co mówi jest prawdą. Czy aby na pewno można nazywać tą kobietę jej matką. Policjanci wymienili spojrzenia, po raz kolejny spoglądając na Pepper.
– Przykro nam. Proszę przyjąć nasze szczere kondolencje. – Mężczyzna wyciągnął w jej kierunku rękę z torbą. – Sądzę, że najlepiej będzie jeśli babcia przekaże ci resztę informacji. – Dziewczyna chwyciła pakunek i osłupiała patrzyła jak mężczyźni wychodzą.
Nie trzeba było jej nic tłumaczyć, wszystko było jasne. Naomi Fate nie żyje. Kobieta, którą nazwali jej matką wreszcie się odnalazła – martwa. 
  Spojrzała na dłonie, których kostki pobielały od uciskania torby, w której znajdowały się rzeczy kobiety, o której wiedziała tyle co i o zawartości tej paczuszki. Podniosła powoli wzrok na jedyną osobę, która naprawdę coś dla niej znaczyła i dzięki której coś czuła w tej chwili. Było jej żal – tak, jednak nie z tego powodu jakiego powinno. 
Pepper Fate – kobieta, która ją wychowała, która całe jej życie starała się ją przekonać, że jej matka nie jest złym człowiekiem, – ta kobieta właśnie straciła córkę i tylko to ją zasmucało. Żaden rodzic nie powinien przeżywać śmierci swojego dziecka. Podeszła do kobiety, przytulając ją do siebie. Nie odnajdywała słów, które mogłyby przynieść ulgę, dlatego też milczała.
 
Gdy wreszcie jej babcia usnęła, Leci zaszyła się w swoim pokoju z tajemniczym pakunkiem, którego zawartość ją przerażała. Choć nie potrafiła określić co bardziej – to co może tam znaleźć, czy sam fakt, że znajdowały się tam rzeczy Naomi Fate.
Od dziecka obiecywała sobie, że nic nigdy nie będzie chciała wiedzieć o swojej matce. Wystarczył jej fakt, że ją porzuciła. Nie wiedziała, że żeby jej dokładnie wytłumaczyć czemu kobieta zniknęła, Pepper musiała by złamać daną córce obietnice i opowiedzieć jej o wszystkim. O tym przed czym uciekała i dlaczego nie mogła po nią wrócić. Pozwoliła więc wnuczce dorastać z urazą do rodzicielki i nie mogła nic na nią poradzić. A to co było w dzieciństwie jedynie żalem i smutkiem, przerodziło się w coraz większą niechęć i boleść. 
Drżącymi dłońmi otworzyła paczkę i wysypała jej zawartość na łóżko. Rzuciła okiem na rzeczy i poczuła nagle, że nie jest na to gotowa. Chwyciła pierwszą rzecz z wierzchu, którą okazał się wisiorek i zatrzymała dłoń tuż przed swoją twarzą.
– Pentagram? – Wyszeptała, nie rozumiejąc jak ktoś mógłby nosić coś takiego. Znaczy się widziała takie przypadki, ale był to osoby w szkole, które podejrzewała o składanie kotów w ofierze, o północy, na cmentarzu. Nicole nawet raz próbowała ją namówić, by iść to sprawdzić, ale stanowczo odmówiła, nie chcąc paść ofiarą bandy dziwaków. Opadła ciężko na poduszkę, nie rozumiejąc co to mogło oznaczać. Czy jej matka była satanistką? Jeśli tak, to dzięki Bogu, że ją oddała babci pod opiekę. Obróciła się na bok, wsuwając wisiorek pod poduszkę. 

 
Bravewood, 01 wrzesień 2003

Pierwsze jesienne liście opadały na betonowe schody, kierowane w różne strony przez delikatny wiatr. Dziewczynka siedząca na jednym ze stopni, podwinęła nogi bliżej swego drobnego ciała, z determinacją poprawiając niesforny berecik. Jej włosy rwały się na wolność, wysuwając swoje pukle z grubego warkocza. Znudzona czekaniem, zaczęła przyglądać się innym ludziom.
To był jej pierwszy dzień szkoły i choć poznała mnóstwo nowych dzieci, nie czuła się zbyt pewnie by teraz do jakiegoś podejść. Tym bardziej, że większość nich była w otoczeniu rodziców, którzy odbierali je, słuchając emocjonujących opowieści o pierwszym dniu szkoły. 
Przysunęła brodę do kolan, wyglądając babci. Czuła się nieswojo, jako jedyna nie oczekując rodziców. To czyniło ją inną, co jej się wcale a wcale nie podobało.
Pamiętała ją – swoją mamę. Jednak wspomnienia zaczynały się zacierać i coraz bledsze wypełniały jej sny. Pamiętała jej zapach – wanilii wymieszanej z odorem zaduchu, który panował w motelach, w których pomieszkiwały. Pamiętała zapach starej skóry w samochodzie, w którym podróżowały. Pamiętała jej śmiech, jej głos, gdy czytała jej bajki, ale nie mogła przypomnieć sobie jej twarzy. Czy była podobna do niej? Czy była tak ładna, jak jej pani przedszkolanka? Co noc zasypiała z obawą, że następnego ranka obudzi się nie wiedząc nic o kobiecie, której powrotu tak bardzo wyczekiwała.
 
Zagryzła delikatnie wargę, nie chcąc się rozpłakać. To zasmuci babcie, a nie chciała by ta była smutna z jej powodu. I tak płakała co noc – Lexi słyszała ją, gdy potajemnie zakradała się na schody w środku nocy. A co jeśli ona także ją zostawiła?
Gdy ponownie podniosła twarz ku górze, ujrzała swoją siwiejącą opiekunkę, która biegła zmachana w jej stronę.
        – Lexi kochanie, przepraszam cię. – Kobieta ukucnęła obok niej, poprawiając szalik na szyi dziewczynki. - W tej przeklętej pracy mają dżem zamiast mózgu. - Dziecku spodobało się te porównanie. Zapominając o smutku, jaki jeszcze przed chwilą czuła, roześmiała się.
– Tak kochanie, truskawkowy. Ich puste mózgi wypełnia, truskawkowy dżem. – Przytuliła wnuczkę, nie chciała by ta ujrzała w jej oczach łzy. Przecież nie mogła powiedzieć jej, że właśnie odbyła długą i dość emocjonalną rozmowę ze swoją córką, która poinformowała ją, że może już w ogóle nie wrócić. I choć Naomi starała się jej wytłumaczyć swoją decyzję, ta nie mogła zrozumieć jak jej własne dziecko, mogło porzucić tego złotowłosego aniołka, którego ona tak bardzo pokochała.
      – Wracajmy do domu kochanie.


 
Bravewood, 13 wrzesień 2014

Pierwszy jesienny przymrozek otulił zszarzałe okna motelu, którego migający neon, dawał jedynie światło w tej zapomnianej przez Boga części Bravewood. Odpadający ze ścian tynk, ginął już w od dawna nie strzyżonym trawniku a czerwone światło od napisu „otel – Dvin”, który kiedyś oznaczał „Motel – Devine”, dodawało jedynie miejscu mroku. A nie było ono już samo w sobie zbyt zachęcające. Tylko zagubione dusze i przestępcy mogli wybrać je jako przystanek w podróży. 
  Było już po północy, gdy mrok przecięły dwa żółte światła a cisze zakłócił ryk silnika. W niewielkiej budce, która odgrywała rolę recepcji, rozbłysło światło. Zaciekawiony mężczyzna, wychylił czuprynę przez okienko, a w powietrzu uniósł się obłok pary z jego ust. 
– Kogo do diabła niesie o tej porze? - Niezbyt zadowolony wizją odłożenia butelki burbona, otulił się szczelniej flanelową koszulą.
– Poproszę pokój jak najbliżej wyjazdu. - Nieznajomy wyciągnął w kierunku zaspanego i pijanego mężczyzny zwitek pieniędzy, który był zbyt okazały jak za pokój w motelu tego pokroju. Recepcjonista jednak wiedział co to oznacza, przez jego motel przewinęło się mnóstwo tego typu klientów. Żadnych pytań, zero wtrącania się i w razie wizyty policji, nigdy nie widział nikogo takiego.
– Pokój 101, z drugiej strony budynku. - Pieniądze ekspresowo zniknęły w budce a w dłoń nieznajomego został wciśnięty, stary, zardzewiały klucz.
– Niezły wóz. - Dodał mężczyzna, przyglądając się lśniącemu czerwonemu lakierowi.Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Samochód ruszył z piskiem przed siebie, zostawiając za sobą chmurę kurzu. 
Pijany mężczyzna zamknął szczelnie okienko od budki. Nie wiedział czemu, ale widząc ten pojazd w jego myślach pojawiło się wspomnienie sprzed kilkunastu lat. Czerwony Mustang Convertible z 1970, mógł przysiąc, że już go kiedyś tu widział.

 Rozdział sprawdziłam tylko raz, w najbliższym czasie sprawdzę go ponownie. Chciałam jednak jak najszybciej się z Wami nim podzielić :D. Ufff, naprawdę ciężko się pisze pierwsze rozdziały. Mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki :D. 
Witam wszystkich czytelników <3 cieszę się, że tu jesteście i mam nadzieję, że nie uciekniecie z krzykiem. Wkrótce powinien pojawić się drugi zwiastun, w tym czasie zapraszam do zapoznania się z nową zakładką "grafika", gdzie znajdziecie plakaty i różne inne grafiki związane z opowiadaniem, które będą się z czasem tak pojawiać


7 komentarzy:

  1. Ooo, dodałaś! Nareszcie, judaszu ♥
    Wrócę tutaj z komentarzem, mhew ☻

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również skomentuje niebawem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, ludzie, czemu tu nie ma komentarzy?!
      Rozdział jest cudowny! Znam uczucie, kiedy wstawia się pierwszy rozdział i oczekuje na opinie czytelników! Śmierć mamy Lexi jest dla mnie podejrzana. Albo może mi się wydaje? Ogólnie bohaterka wydaje się być miła. Emma mi pasuje, bardzo, bardzo. Masz fajny sposób pisania, fajnie się czyta, przyjemnie, więc pisz i pisz! Tylko żeby to nie było tak jak z Rubinowym Triskelionem, bo znajdę Cię, zabije i pochowam obok ciał tych biednych kotów! Lubię fantastykę Twojego autorstwa, a ogólnie w Internecie nie ma dużo opowiadań, które są ciekawe, autorka je skończyła, a w dodatku robiła to z przyjemnością, a nie z łaską.
      Czekam na pojawienie się głównego bohatera! Czuję, że go kocham (nawet go nie znając), plakat z nim jest przepiękny! Masz prawdziwy talent! Dom – ciacho roku!
      Życzę Ci przede wszystkim czasu, bo on jest najważniejszy, reszta jakoś sama przyjdzie haha xD
      Pisz szybko i dziel się z nami cudownymi rozdziałami!
      WIERNA CZYTELNICZKA, Swifite.

      Usuń
    2. Dopóki będzie tu chociaż jeden czytelnik to będę się starała pisać dalej tą historię bowiem zabierałam się za nią od dawna :D.
      Dom <3 też już go uwielbiam ^^ hahah Dziękuję bardzo <3333

      Usuń
  3. Wiem, co czujesz, też nie lubię pisać pierwszych rozdziałów :P

    Rozdział jest super, naprawdę. Rozumiem uczucia Lexi, z jednej strony to była jej matka, ale z drugiej - nie znała jej, więc było to dla niej jak śmierć kogoś obcego. Nie dziwię się, że nie zareagowała płaczem. Ale bardzo mnie rozbawiło jej późniejsze zachowanie. Coś w stylu: "Fuuuuj! Satanistyczny wisiorek! Schowam go pod poduszkę!" xD Haha, niby taka, co to nie lubi podobnych spraw, a od razu schowała wisiorek pod poduszkę, jakby znaczył dla niej bardzo, bardzo dużo :P

    Ciekawe, kim był mężczyzna z czerwonego mustanga i dlaczego zatrzymał się w tym podejrzanym motelu. To jakieś szemrane sprawy są. Ale ja lubię takie, dlatego grzecznie poczekam na rozwinięcie akcji :)

    Pozdrawiam serdecznie.
    Ciao :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i jeszcze jedno! Jakie cudowne plakaty! :) :)

      Usuń
    2. Lexi uwielbia wypieranie uczuć :D Dziękuję bardzo za komentarz to naprawdę wiele dla mnie znaczy <3

      Usuń

Obserwatorzy