Bravewood, 13 wrzesień 2014
W pokoju rozbrzmiewała już na dobre piosenka Smell like teen
spirit, gdy wreszcie spod
kołdry, niczym zombie z grobu wynurzyła się blond czupryna. Jej
właścicielka przeciągnęła się leniwie, z głośnym jękiem,
chowając się przed słonecznym światłem. Siedzenie do późna na
czacie z Nicki nie był dobrym pomysłem i zaczęła odczuwać teraz
tego skutki. Jednak rozmowy z blondynką były niczym symfonie
Beethovena – nie miały końca. Na oślep powędrowała dłonią do
radia, rozgłaszając je. Przyda jej się rozbudzenie przy dobrej
piosence.
Słońce wypełniało pokój swoim
jasnym blaskiem, dając Lexi do zrozumienia, że powinna już dawno
być na nogach. Chciała już ponownie nakryć się kołdrą i
zignorować wszystko wokół, gdy coś wyczuła. Zapach naleśników,
który dobiegał z dołu był wystarczającym powodem by powitać
nowy dzień.
Każda sobota zaczynała się tak samo. Ona ociągała się ze
wstaniem aż do południa a jej ukochana babcia, jak na złość
przyrządzała naleśniki. Ulubione śniadanie Lexi – tym bardziej
przyrządzone przez Pepper Fate, było jedyną rzeczą na świecie,
która była w stanie zmusić ją do opuszczenia łóżka.
Na wyczucie odszukała palcami stóp swoje ciepłe kapcie i
powędrowała z na wpół przymkniętymi powiekami w stronę drzwi.
Gdy tylko postawiła stopę na pierwszym stopniu schodów
prowadzących na parter, w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Cofnęła
się pośpiesznie do pokoju, łapiąc za szlafrok. Słyszała jakieś
głosy, ale nie rozumiała nic przez radio, które nadal wypełniało
pokój muzyką. Z zaciekawieniem wyszła ponownie na schody, próbując
zidentyfikować przybysza. Niestety, docierające do jej uszu głosy
nie brzmiały znajomo.
Będąc już na dole, dostrzegła dwóch mężczyzn w mundurach,
którzy momentalnie zamilkli widząc dziewczynę. Lexi chciała już
coś powiedzieć, gdy ujrzała babcie, stojącą kilka kroków od
nich, z chusteczką przyciśniętą do ust.
Płakała – a to nie był codzienny widok. Do dzisiejszego dnia,
była ona w oczach nastolatki najtwardszą kobietą jaką spotkała.
A jednak teraz stała przed nią, cała w łzach, z trzęsącymi się
ramionami. Gdy tylko zauważyła wnuczkę, odchrząknęła starając
się na nowo przybrać maskę, jednak na próżno. Jedno spojrzenie w
czekoladowe oczy Alexandry, sprawiły, że na nowo jej ciałem
wstrząsnął dreszcz. Była tam bardzo podobna do Naomi. Te same
bystre, brązowe, pełne życia oczy. Zawsze niesforne, w kolorze
dojrzałej pszenicy włosy, które tak samo jak jej matka nosiła
związane w długi warkocz. Jak mogła tak naiwnie wierzyć, że
kiedyś będzie jej ponownie dane ujrzeć jej dziecko?
Funkcjonariusze widząc w jakim stanie jest kobieta, zwrócili się
bezpośrednio do nastolatki.
– Alexandra Fate? – Dziewczyna kiwnęła niepewnie głową,
podchodząc bliżej. W myślach analizowała całe wakacje,
zastanawiając się czy mogła dopuścić się jakiegoś
przestępstwa. Jeden z funkcjonariuszy – czarnoskóry, łysy, na
oko trzydziestoletni mężczyzna, przełknął nerwowo ślinę, w
rękach obracając jakąś foliową paczkę. – Czy Naomi Holly Fate
to twoja matka?
– Tak. – Odpowiedziała automatycznie, jednak nie czuła, że to
co mówi jest prawdą. Czy aby na pewno można nazywać tą kobietę
jej matką. Policjanci wymienili spojrzenia, po raz kolejny
spoglądając na Pepper.
– Przykro nam. Proszę przyjąć nasze szczere kondolencje. –
Mężczyzna wyciągnął w jej kierunku rękę z torbą. – Sądzę,
że najlepiej będzie jeśli babcia przekaże ci resztę informacji.
– Dziewczyna chwyciła pakunek i osłupiała patrzyła jak
mężczyźni wychodzą.
Nie trzeba było jej nic tłumaczyć, wszystko było jasne. Naomi
Fate nie żyje. Kobieta, którą nazwali jej matką wreszcie się
odnalazła – martwa.
Spojrzała na dłonie, których kostki pobielały od uciskania torby,
w której znajdowały się rzeczy kobiety, o której wiedziała tyle
co i o zawartości tej paczuszki. Podniosła powoli wzrok na jedyną
osobę, która naprawdę coś dla niej znaczyła i dzięki której
coś czuła w tej chwili. Było jej żal – tak, jednak nie z tego
powodu jakiego powinno.
Pepper Fate – kobieta, która ją wychowała, która całe jej
życie starała się ją przekonać, że jej matka nie jest złym
człowiekiem, – ta kobieta właśnie straciła córkę i tylko to
ją zasmucało. Żaden rodzic nie powinien przeżywać śmierci
swojego dziecka. Podeszła do kobiety, przytulając ją do siebie.
Nie odnajdywała słów, które mogłyby przynieść ulgę, dlatego
też milczała.
Gdy wreszcie jej babcia usnęła, Leci zaszyła się w swoim pokoju z
tajemniczym pakunkiem, którego zawartość ją przerażała. Choć
nie potrafiła określić co bardziej – to co może tam znaleźć,
czy sam fakt, że znajdowały się tam rzeczy Naomi Fate.
Od dziecka obiecywała sobie, że nic nigdy nie będzie chciała
wiedzieć o swojej matce. Wystarczył jej fakt, że ją porzuciła.
Nie wiedziała, że żeby jej dokładnie wytłumaczyć czemu kobieta
zniknęła, Pepper musiała by złamać daną córce obietnice i
opowiedzieć jej o wszystkim. O tym przed czym uciekała i dlaczego
nie mogła po nią wrócić. Pozwoliła więc wnuczce dorastać z
urazą do rodzicielki i nie mogła nic na nią poradzić. A to co
było w dzieciństwie jedynie żalem i smutkiem, przerodziło się w
coraz większą niechęć i boleść.
Drżącymi dłońmi otworzyła paczkę i wysypała jej zawartość na
łóżko. Rzuciła okiem na rzeczy i poczuła nagle, że nie jest na
to gotowa. Chwyciła pierwszą rzecz z wierzchu, którą okazał się
wisiorek i zatrzymała dłoń tuż przed swoją twarzą.
– Pentagram? – Wyszeptała, nie rozumiejąc jak ktoś mógłby
nosić coś takiego. Znaczy się widziała takie przypadki, ale był
to osoby w szkole, które podejrzewała o składanie kotów w
ofierze, o północy, na cmentarzu. Nicole nawet raz próbowała ją
namówić, by iść to sprawdzić, ale stanowczo odmówiła, nie
chcąc paść ofiarą bandy dziwaków. Opadła ciężko na poduszkę,
nie rozumiejąc co to mogło oznaczać. Czy jej matka była
satanistką? Jeśli tak, to dzięki Bogu, że ją oddała babci pod
opiekę. Obróciła się na bok, wsuwając wisiorek pod poduszkę.
Bravewood, 01 wrzesień 2003
Pierwsze jesienne liście opadały na betonowe schody, kierowane w
różne strony przez delikatny wiatr. Dziewczynka siedząca na jednym
ze stopni, podwinęła nogi bliżej swego drobnego ciała, z
determinacją poprawiając niesforny berecik. Jej włosy rwały się
na wolność, wysuwając swoje pukle z grubego warkocza. Znudzona
czekaniem, zaczęła przyglądać się innym ludziom.
To był jej pierwszy dzień szkoły i choć poznała mnóstwo nowych
dzieci, nie czuła się zbyt pewnie by teraz do jakiegoś podejść.
Tym bardziej, że większość nich była w otoczeniu rodziców,
którzy odbierali je, słuchając emocjonujących opowieści o
pierwszym dniu szkoły.
Przysunęła brodę do kolan, wyglądając babci. Czuła się
nieswojo, jako jedyna nie oczekując rodziców. To czyniło ją inną,
co jej się wcale a wcale nie podobało.
Pamiętała ją – swoją mamę. Jednak wspomnienia zaczynały się
zacierać i coraz bledsze wypełniały jej sny. Pamiętała jej
zapach – wanilii wymieszanej z odorem zaduchu, który panował w
motelach, w których pomieszkiwały. Pamiętała zapach starej skóry
w samochodzie, w którym podróżowały. Pamiętała jej śmiech, jej
głos, gdy czytała jej bajki, ale nie mogła przypomnieć sobie jej
twarzy. Czy była podobna do niej? Czy była tak ładna, jak jej pani
przedszkolanka? Co noc zasypiała z obawą, że następnego ranka
obudzi się nie wiedząc nic o kobiecie, której powrotu tak bardzo
wyczekiwała.
Zagryzła delikatnie wargę, nie chcąc się rozpłakać. To zasmuci
babcie, a nie chciała by ta była smutna z jej powodu. I tak płakała
co noc – Lexi słyszała ją, gdy potajemnie zakradała się na
schody w środku nocy. A co jeśli ona także ją zostawiła?
Gdy ponownie podniosła twarz ku górze, ujrzała swoją siwiejącą
opiekunkę, która biegła zmachana w jej stronę.
– Lexi kochanie, przepraszam cię. – Kobieta ukucnęła obok niej,
poprawiając szalik na szyi dziewczynki. - W tej przeklętej pracy
mają dżem zamiast mózgu. - Dziecku spodobało się te porównanie.
Zapominając o smutku, jaki jeszcze przed chwilą czuła, roześmiała
się.
– Tak kochanie, truskawkowy. Ich puste mózgi wypełnia, truskawkowy
dżem. – Przytuliła wnuczkę, nie chciała by ta ujrzała w jej
oczach łzy. Przecież nie mogła powiedzieć jej, że właśnie
odbyła długą i dość emocjonalną rozmowę ze swoją córką,
która poinformowała ją, że może już w ogóle nie wrócić. I
choć Naomi starała się jej wytłumaczyć swoją decyzję, ta nie
mogła zrozumieć jak jej własne dziecko, mogło porzucić tego
złotowłosego aniołka, którego ona tak bardzo pokochała.
– Wracajmy do domu kochanie.
Bravewood, 13 wrzesień 2014
Pierwszy jesienny przymrozek otulił zszarzałe okna motelu, którego
migający neon, dawał jedynie światło w tej zapomnianej przez Boga
części Bravewood. Odpadający ze ścian tynk, ginął już w od
dawna nie strzyżonym trawniku a czerwone światło od napisu „otel
– Dvin”, który kiedyś oznaczał „Motel – Devine”,
dodawało jedynie miejscu mroku. A nie było ono już samo w sobie
zbyt zachęcające. Tylko zagubione dusze i przestępcy mogli wybrać
je jako przystanek w podróży.
Było już po północy, gdy mrok przecięły dwa żółte światła
a cisze zakłócił ryk silnika. W niewielkiej budce, która
odgrywała rolę recepcji, rozbłysło światło. Zaciekawiony
mężczyzna, wychylił czuprynę przez okienko, a w powietrzu uniósł
się obłok pary z jego ust.
– Kogo do diabła niesie o tej porze? - Niezbyt zadowolony wizją
odłożenia butelki burbona, otulił się szczelniej flanelową
koszulą.
– Poproszę pokój jak najbliżej wyjazdu. - Nieznajomy wyciągnął w
kierunku zaspanego i pijanego mężczyzny zwitek pieniędzy, który
był zbyt okazały jak za pokój w motelu tego pokroju.
Recepcjonista jednak wiedział co to oznacza, przez jego motel
przewinęło się mnóstwo tego typu klientów. Żadnych pytań,
zero wtrącania się i w razie wizyty policji, nigdy nie widział
nikogo takiego.
– Pokój 101, z drugiej strony budynku. - Pieniądze ekspresowo
zniknęły w budce a w dłoń nieznajomego został wciśnięty,
stary, zardzewiały klucz.
– Niezły wóz. - Dodał mężczyzna, przyglądając się lśniącemu
czerwonemu lakierowi.Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Samochód ruszył z piskiem przed
siebie, zostawiając za sobą chmurę kurzu.
Pijany mężczyzna
zamknął szczelnie okienko od budki. Nie wiedział czemu, ale widząc
ten pojazd w jego myślach pojawiło się wspomnienie sprzed
kilkunastu lat. Czerwony Mustang Convertible z 1970, mógł przysiąc,
że już go kiedyś tu widział.
Rozdział sprawdziłam tylko raz, w najbliższym czasie sprawdzę go ponownie. Chciałam jednak jak najszybciej się z Wami nim podzielić :D. Ufff, naprawdę ciężko się pisze pierwsze rozdziały. Mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki :D.Witam wszystkich czytelników <3 cieszę się, że tu jesteście i mam nadzieję, że nie uciekniecie z krzykiem. Wkrótce powinien pojawić się drugi zwiastun, w tym czasie zapraszam do zapoznania się z nową zakładką "grafika", gdzie znajdziecie plakaty i różne inne grafiki związane z opowiadaniem, które będą się z czasem tak pojawiać
Ooo, dodałaś! Nareszcie, judaszu ♥
OdpowiedzUsuńWrócę tutaj z komentarzem, mhew ☻
Ja również skomentuje niebawem!
OdpowiedzUsuńJezu, ludzie, czemu tu nie ma komentarzy?!
UsuńRozdział jest cudowny! Znam uczucie, kiedy wstawia się pierwszy rozdział i oczekuje na opinie czytelników! Śmierć mamy Lexi jest dla mnie podejrzana. Albo może mi się wydaje? Ogólnie bohaterka wydaje się być miła. Emma mi pasuje, bardzo, bardzo. Masz fajny sposób pisania, fajnie się czyta, przyjemnie, więc pisz i pisz! Tylko żeby to nie było tak jak z Rubinowym Triskelionem, bo znajdę Cię, zabije i pochowam obok ciał tych biednych kotów! Lubię fantastykę Twojego autorstwa, a ogólnie w Internecie nie ma dużo opowiadań, które są ciekawe, autorka je skończyła, a w dodatku robiła to z przyjemnością, a nie z łaską.
Czekam na pojawienie się głównego bohatera! Czuję, że go kocham (nawet go nie znając), plakat z nim jest przepiękny! Masz prawdziwy talent! Dom – ciacho roku!
Życzę Ci przede wszystkim czasu, bo on jest najważniejszy, reszta jakoś sama przyjdzie haha xD
Pisz szybko i dziel się z nami cudownymi rozdziałami!
WIERNA CZYTELNICZKA, Swifite.
Dopóki będzie tu chociaż jeden czytelnik to będę się starała pisać dalej tą historię bowiem zabierałam się za nią od dawna :D.
UsuńDom <3 też już go uwielbiam ^^ hahah Dziękuję bardzo <3333
Wiem, co czujesz, też nie lubię pisać pierwszych rozdziałów :P
OdpowiedzUsuńRozdział jest super, naprawdę. Rozumiem uczucia Lexi, z jednej strony to była jej matka, ale z drugiej - nie znała jej, więc było to dla niej jak śmierć kogoś obcego. Nie dziwię się, że nie zareagowała płaczem. Ale bardzo mnie rozbawiło jej późniejsze zachowanie. Coś w stylu: "Fuuuuj! Satanistyczny wisiorek! Schowam go pod poduszkę!" xD Haha, niby taka, co to nie lubi podobnych spraw, a od razu schowała wisiorek pod poduszkę, jakby znaczył dla niej bardzo, bardzo dużo :P
Ciekawe, kim był mężczyzna z czerwonego mustanga i dlaczego zatrzymał się w tym podejrzanym motelu. To jakieś szemrane sprawy są. Ale ja lubię takie, dlatego grzecznie poczekam na rozwinięcie akcji :)
Pozdrawiam serdecznie.
Ciao :*
Aha i jeszcze jedno! Jakie cudowne plakaty! :) :)
UsuńLexi uwielbia wypieranie uczuć :D Dziękuję bardzo za komentarz to naprawdę wiele dla mnie znaczy <3
Usuń