Jeżeli kiedykolwiek Lexi miałaby wskazać najdłuższy dzień w
swoim życiu, bez zastanowienia wskazałaby na niedziele 14 września
2014 roku. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że ta data się zmieni a
długość będzie szła w parze z niepokojem oraz strachem i jedyne
co poczuje na koniec dnia to jeszcze więcej bólu.
Całą niedziele spędziła na pilnowaniu babci. Bała się, że
mająca swe lata staruszka rozchoruje się i będzie potrzebowała
pomocy medycznej. Na szczęście wystarczyło kilka pigułek na
uspokojenie i Pepper spokojnie przespała cały dzień. Nie to co
Lexi.
Mogła udawać, że informacja o śmierci matki nie wywołała w niej
emocji, że ta nic dla niej nie znaczyła a sama wiadomość była
niczym obcy nekrolog w gazecie. A jednak.
Odkąd wyjęła z tamtej paczki srebrny wisiorek w kształcie
pentagramu, nie mogła się z nim rozstać. Odczuwała też dziwny
żal, jakby coś nie dawało jej spokoju. Była pewna, że jest to
spowodowane tym iż teraz, gdy ma pewność, że Naomi nie żyje, nie
będzie mogła powiedzieć jak bardzo jej nienawidzi. Nie dopuszczała
do siebie innej możliwości.
A jednak po tej długiej niedzieli nadszedł poniedziałek i Lexi
zdała sobie sprawę, że wcale nie oznaczało to poprawy. Teraz
musiała iść do szkoły i udawać, że wszystko jest jak dawniej. A
czy było? W końcu nikt nie wiedział jeszcze o tym co zaszło. Być
może jacyś wścibscy sąsiedzi widzieli podjeżdżający pod jej
dom radiowóz, ale nie oznaczało to iż wiedzieli po co była u niej
policja. To ona decydowała czy ktokolwiek dowie się prawdy.
Zerwała się z łóżka wiedząc, że jest zbyt późno by zjeść
cokolwiek. Te rozmyślania zabrały jej zbyt dużo czasu, a wszystko
wskazywało na to, że Pepper nadal spała.
– I dobrze. – wyszeptała, narzucając na siebie pierwszy z
brzegu sweter. Nie chcąc budzić swojej opiekunki. Zebrała
pośpiesznie rzeczy i trzymając w ręku buty, zeszła na palcach na
dół.
Nie spostrzegła dwóch rzeczy. Tego, że przez przypadek schowała
do torby pamiętnik mamy oraz tego, iż Pepper Fate wcale nie spała.
Kobieta siedziała na łóżku, w zamkniętej na klucz sypialni i z
grymasem uporu na twarzy, przeglądała stare rzeczy swego świętej
pamięci męża. Nie przespała całej nocy, dręczona ciągłymi
wizjami swojej ukochanej córki, która skończyła w ten sam sposób
co jej ojciec, oraz tym, że wkrótce jej droga Alexandra mogła
pójść tą samą ścieżką.
Gdy tylko ujrzała poprzedniego dnia odznaki tych „policjantów”
– wiedziała, że coś jest nie tak. Bowiem czy to nie ona kiedyś
zajmowała się fałszowaniem dokumentów dla łowców? A była w tym
naprawdę dobra. Z daleka rozpoznała fałszywki, co z kolei
oznaczało, że w jej domu pojawili się sami łowcy, chcący
przekazać wieści o śmierci jej dziecka a to było źródło
niepodważalne.
Jej córka nie żyła a ona już nigdy jej nie ujrzy.
Liceum Bravetown
Spojrzała z obrzydzeniem na papkę na tacy i tracąc apetyt,
odrzuciła widelec na bok. Siedząca naprzeciw niej Nicole, nie
odezwała się ani słowem, odkąd wyjawiła jej wszystko co
przytrafiło jej się w weekend. Zastygła z tępym wyrazem twarzy,
całkowicie zszokowana tym co usłyszała. A zamknięcie ust
blondynki nie było łatwe, więc musiała się naprawdę przejąć.
– O rany. – wyrwało jej się nagle, wraz z pierwszym od dłuższej
chwili mrugnięciem powiek. – O rany. – powtórzyła, tym razem
odzyskując całkowitą władzę nad ciałem. Widząc w jakim
kierunku zmierza mimika Nicole, Lexi złapała ponownie za widelec i
wymierzyła go w stronę przyjaciółki.
– Nawet mi się nie warz tego mówić.
– Moje biedactwo. – Lexi warknęła w jej stronę, ze złością
mrużąc oczy.
Gdy w pierwszej liceum skręciła kostkę i nie mogła zatańczyć na
jesiennym balu, gdy jej kot zdechł, gdy jej babcia nie pozwoliła
jej na adoptowanie nowego – zawsze ta sama reakcja – „Moje
biedactwo”.
– Kiedyś cię uduszę tym twoim „biedactwem” i wrzucę do
rzeki. – Zagroziła przyjaciółce widelcem, dając jej jasno do
zrozumienia, że nie zawaha się go użyć.
– Jak się trzymasz, moje bie...?
– Nicole?! – jęknęła zrezygnowana.
– Moja droga, możesz sobie udawać przed babcią, że cię to nie
obeszło, ale ja znam cię lepiej niż ty sama i uwierz mi, gdy ci
mówię, że przejęłaś się tym, to się przejęłaś. Zrozumiano.
– Tym razem to niebieskooka wycelowała w Lexi swój długi palec,
mając ją ochotę nim dźgnąć, by wreszcie się przebudziła.
– Przejęłam? A co niby sprawiło, że tak sądzisz?
– Założyłaś ten okropny wisiorek, o którym wspominałaś. A
Lexi, którą znam, nigdy nie ubrała by czegoś takiego. No chyba,
że na Halloween. – Dziewczyna automatycznie, chwyciła za
spoczywający na jej klatce piersiowej naszyjnik i płynnym ruchem
zerwała go z szyi, rozglądając się czy ktoś inny go przypadkiem
nie widział.
– Musiałam w nim zasnąć. – wytłumaczyła się, sama nie
wiedząc czemu w nim przyszła. Czyżby jednak Nicki miała rację i
naprawdę tak bardzo przejęła się śmiercią Naomi? To jednak tym
bardziej ją denerwowało. Ta kobieta, zwana jej matką, nawet po
śmierci sprawiała jej jedynie ból. Widząc zmieniający się humor
przyjaciółki, Nicole zaczęła z impetem zbierać swoje rzeczy.
– Koniec smutków, czas na nudę. Czeka na nas historia. –
Uśmiechnęła się w stronę, nadal posmutniałej Lexi, która
próbowała przybrać dobrą minę do złej gry.
– Ja nie idę. – wyszeptała zarzucając na ramię torbę. Nicole
spojrzała na nią z niedowierzaniem i z powrotem opadła z hukiem na
krzesło, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich zebranych
w stołówce.
– Koniec świata. Alexandra Fate idzie na wagary. – Pobladła na
twarzy, nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Czyżby Lexi
naprawdę tak źle znosiła wieści o śmierci mamy? Co prawda
widziała, że ta wiadomość wywołała w niej emocje, ale nie
sądziła, że aż takie.
– Nie przesadzaj. To nic takiego, każdy ma prawo do odrobiny
przerwy.
– Lexi! Ty nawet z zapaleniem płuc próbowałaś iść na zajęcia.
Gdyby nie twoja babcia, na pewno byś przyszła. Podobno stałaś na
podjedzie w samych pidżamach. W takim przypadku ja też nie idę.
Nie zostawię cię samej w tym stanie. Kto wie co może się
wydarzyć. Jeszcze przejdziesz na czerwonym świetle. – Co prawda w
jej przypadku nie było to zbyt wielkie poświęcenie. Frekwencja
Nicole była jedną z najgorszych w szkole. Lexi spojrzała na nią z
ukosa z chytrym uśmiechem.
– Kochana ty moja. Zapomniałaś co mówił pan Barton? Jeszcze
jedna nieobecność na historii i możesz się pożegnać z
ukończeniem liceum w tym roku. Masz zamiar zostać w tej budzie
jeszcze jeden rok dłużej?
– Nie! – Gwałtowna odpowiedź blondynki ponownie zwróciła na
nie uwagę reszty szkoły, która zaczynała zbierać się na
zajęcia. Nicole uniosła w geście poddania ręce i w pośpiechu
kroczyła w stronę wyjścia. – Nie ma takiej siły, która mnie tu
zatrzyma choćby jeden dzień dłużej.
Usiadła na jednej z drewnianych ławek na trybunach, z zachwytem
przyglądając się drużynie. Jeżeli miała zamiar iść na wagary
by pomyśleć i się skupić, to wybranie do tego stadionu, gdzie
ćwiczyła jej szkolna drużyna, nie było mądrym posunięciem. W
końcu była to drużyna Liama.
Liam Beltran – jej skrywana przed światem miłość, robił
właśnie okrążenie, nie mając na sobie koszulki. Westchnęła
głęboko, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Wiedziała, ze dzięki
Nicole o jej zauroczeni prawiła już cała szkoła, także zapewne i
On już o tym wiedział, ale starała się o tym nie myśleć.
Oczywiście to nie tak, że Nicole ją zdradziła i specjalnie
rozgadała na lewo i prawo jej sekret. Nie.
Nicole, zwana także przez rówieśników Dyktatorem, obrała sobie
za życiowe zadanie by Lexi i Liam, zostali królem i królową na
balu absolwentów. A by tego dokonać musiała napomknąć kilku
osobom jaka to cudowna para była by z tej dwójki. Oczywiście
ludzie połknęli przynętę i zaczęli ich łączyć.
Z trudem oderwała od niego wzrok i próbowała skupić swe myśli na
czymś innym. Ku jej uldze naszyjnik nie był zepsuty. Zapięcie było
dość rozluźnione i gdy za niego pociągnęła, po prostu puściło.
Zapięła go ponownie na szyi, tym razem chowając go pod swetrem.
– Nicole jak zwykle miała racje. – mruknęła pod nosem,
zaglądając do torby. Może gdy poczyta o historii Azteków, to jej
myśli się uporządkują. Tak była kujonem.
Zamiast jednak interesującego podręcznika do historii, w jej ręku
znajdował się pamiętnik jej matki, który znajdował się wśród
jej rzeczy.
– Musiałam zabrać go przez przypadek. – Zastanowiła się na
głos, kładąc znalezisko na kolanach. Nie była pewna czy jest
gotowa tam zajrzeć. Czy jednak miał być ku temu lepszy moment niż
teraz? Zamknęła oczy i odliczyła do trzech zanim otworzyła na
przypadkowej stronie książkę. Spojrzała na nią, gotowa ujrzeć
jakieś wspomnienia a zamiast tego w jej oczy rzuciło się coś
innego.
– Krwawa Mary? To jakiś żart?! – Przeleciała wzrokiem po
tekście, szukając czegoś normalnego. Przewróciła stronę i
ujrzała wielki czarny napis „Kupidyn”. Roześmiała się
zamykając z plaśnięciem pamiętnik.
– Ona naprawdę była satanistką. – Nie mogąc opanować
nerwowego śmiechu, czuła jak jej oczy wypełniają się łzami. Nie
mogła nic na to poradzić. Czuła jak opuszczają ją siły. Ten
„pamiętnik” był jej ostatnią deską ratunku. Miał pokazać
jakim człowiekiem była jej matka. Zamiast tego dostała jakieś
sataniczne głupoty, które nie napawały jej nadzieją na to, że
jej rodzicielka była zdrową na umyśle osobą.
Otulając się ramionami, starała się nie dopuścić by łzy
spłynęły po jej polikach. Na daremno.
Idąc ze szkoły do domu, czuła jak poliki palą ją żywym ogniem.
Rozpłakała się tam na dobre i to być może na oczach Liama.
Zaklęła pod nosem, mając szczerą nadzieję, że chłopak jej nie
zauważył. Co mógł sobie o niej pomyśleć? Siedziała tam jak
idiotka płacząc wniebogłosy. I to za kim? Za kobietą, której w
ogóle nie znała, a którą nienawidziła z każdą minutą bardziej
za to jakie emocje w niej wywoływała. Przetarła jeszcze raz twarz
chusteczką, mając nadzieję, że zaczerwienie zniknie zanim dojdzie
do domu.
Oprócz historii, opuściła także biologię, ale jako iż
uczęszczała na zajęcia zaawansowane praktycznie, to wątpiła w to
by pani Clinton robiła jej z tego powodu problemy.
Powinna się mniej przejmować, ale nie potrafiła. Nie była jedną
z tych osób, które tak łato umiały odciąć się od wszystkiego i
wszystkich. Gdy ją dopadał problem, nie przezwyciężała go, ona
dawała mu się pochłonąć.
Idąc czuła jak ktoś ją obserwuje. Przypominając sobie wszystkie
filmy sensacyjne, które obejrzała wraz z Nicole udała, że
rozwiązał jej się but i rozejrzała się dookoła. Ujrzała kątem
oka jakiegoś mężczyznę po drugiej stronie ulicy. Starała się
zachować spokój i ruszyła ponownie przed siebie. Usiłowała
potajemnie mu się przyjrzeć, ale szedł po drugiej stronie ulicy i
nie wiele mogła dostrzec. Tym bardziej, że miał na sobie czarną
kurtkę i ciemną bluzę z kapturem. Z postawy kogoś jej
przypominał, ale nie mogła skojarzyć kogo. Szli więc ramie w
ramię, jedno drugie obserwując.
– Gdzie jesteś do diabła? – Ostry ton w słuchawce nie wróżył
nic dobrego. Stanął jak najbliżej ogrodzenia, nie chcąc zwracać
na siebie uwagi.
– A gdzie mam być do cholery? Tam gdzie mnie zostawiliście. W tej
dziurze, Bravetown. – wrzasnął do słuchawki, odwracając się
pośpiesznie do przechodzącej obok staruszki, która zmierzyła go
wzrokiem.
– Trzeba nie było wnerwiać starego, to może być ci pozwolił
jechać z nami gówniarzu. – przewrócił oczami, wyciągając z
kieszeni paczkę papierosów. – I przestań jarać.
– Trzeba było zostać i mnie pilnować, mamo. – wiedział, że
rozeźli tym starszego brata, ale był to przynajmniej jakiś bonus
do tej nudy jakiej doświadczał będąc Tutaj. Jednak przyglądając
się dziewczynie, która szła po drugiej stronie ulicy musiał
przyznać, że miasteczko miało coś w sobie. Szkoda tylko, że ta,
za którą udał się pieszo ze szkoły, zdążyła zniknąć za
zakrętem, gdy on odbierał telefon.
– Colt, jesteś tam? Czy papierosy już do końca wypaliły ci
szare komórki?
– Jestem, jestem. – syknął, zaciągając się papierosem. –
Nate mam sprawę.
– Chcesz więcej kasy? Jeśli chodzi o wóz to zapomnij, tylko ci
go użyczyłem. Ma wrócić do mnie bez jakiejkolwiek rysy, jasne
gówniarzu? – Wypuścił z ust obłok dymu z głośnym
westchnięciem. Może i Nate był jego bratem, ale naprawdę ojciec
musiał go kiedyś upuścić. Chociaż raz.
– Zamknij się. Nie o to chodzi.
– O co więc?
– Znasz jakiś łowców z tej dziury, w której się znajduję? –
Musiał o to zapytać. Wisiorek na szyi dziewczyny, z którą ma
zajęcia z literatury, nie dawał mu spokoju. Taki sam posiadał on,
jak i inne dzieci łowców. To była taka tradycja. Dzięki temu,
jeśli starszym łowcom coś by się przytrafiło to ten wisiorek –
znak – miał sprawić, że inny łowca, który natrafi na
przykładową sierotę, zajmie się nią.
– Z Bravetown? – wywrócił oczami, całkowicie tracąc nad sobą
panowanie.
– Nie, z Paryża. Leżę sobie teraz pod wieżą Eiffla i popijam
drinki. Idiota!
– Kogo zwiesz idiotą, gówniarzu? A tak a pro po twoje pytania, to
skąd mam do diabła wiedzieć? Myślisz, że łowcy legitymują się
sobie wzajemnie ilekroć się widzą? – Musiał przyznać mu racje.
Wielu z nich nawet nie wiedziało skąd pochodzi. Zostali wychowani w
motelach, ciągle w drodze. W końcu on sam był takim dzieckiem. Bez
domu, bez bezpiecznego miejsca, do którego mógłby wracać.
– Ok, Nate. Muszę kończyć, zostawiłem wóz pod szkołą.
– Zostawiłeś wóz? Jak tylko cię dorwę to... – Nie dał mu
dokończyć. Rozłączył się wciskając telefon do kieszeni. No
nic, spotka ją jutro w szkole Wtedy się wszystkiego dowie.
Leżąc na swojej puszystej pościeli w kotki, wracała myślami do
dzisiejszego popołudnia. Kim był ten chłopak? Czy ją śledził? A
może po prostu był zwykłym przechodniem a ona popada w paranoje?
Bowiem przecież, w pewnym momencie stanął i już później go nie
widziała. Mimo wszystko nie mogła się pozbyć go z myśli.
– Co jeszcze zapamiętałaś? Każdy detal się przyda.- Piskliwy
głos Nicole, świadczył o tym, że dziewczyna nakręciła się na
tą całą akcje z prześladowcą. – Zaczęłam robić tablice
operacyjną. Mamy już opis jego ubrania. Nie zbyt dokładny, ale
wybaczę ci to, w końcu byłaś przestraszona, ale na pewno nie
pamiętasz jakiego był wzrostu, numer buta, cokolwiek?
– Już ci mówiłam. Nie miałam czasu by go o to zapytać –
miała nadzieję, że przyjaciółka rozpozna w jej głosie sarkazm.
Ta jedynie westchnęła i Lexi mogła przysiąc, że zapisała to na
„tablicy”. Pokręciła głową z uśmiechem i przyjrzała się
raz jeszcze książce, która tak bardzo jej dzisiaj ciążyła. Niby
był to tylko satanistyczny zbiór bzdur, ale nie mogła przestać
się w niego wpatrywać.
– Lexi! – Krzyk jaki rozniósł się nagle po pokoju, sprawił,
że podskoczyła. Spojrzała z wyrzutem w stronę telefonu. –
Słyszysz mnie w ogóle?
– Cały stan cię zapewne słyszał. – wyszeptała cicho,
pocierając uszy.
– Co robisz? Jestem pewna, że gdzieś odleciałaś. –
Przytaknęła bezgłośnie, wiedząc, że Nicole i tak tego nie
zauważy.
– Muszę kończyć. Spotkamy się jutro pod szkołą. – nie
czekając na masę pytań, które zaczęły padać po drugiej stronie
telefonu, rozłączyła się.
Przejechała delikatnie dłonią po wierzchu książki.
– Raz kozie śmierć. – Otworzyła pamiętnik na pierwszej
stronie, nabierając głośno powietrza.
– Bestiariusz. Spisany przez Naomi Fate. – Przeczytała tytuł,
napisany odręcznym pismem swej matki i poczuła jak po jej poliku
spływa łza.
Dziękuję Swiftie i Monice za komentarze pod ostatnim rozdziałem <3 Dzięki Wam dziewczyny rozdział 2 pojawił się tak szybko :). Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Na wattpadzie możecie znaleźć moje nowej opowiadanie Naznaczeni Magią. Ci którzy czytali moje opowiadania wcześniej wiedzą, że kiedyś już ono było, ale zniknęło po 2 rozdziale. Teraz wraca w wersji ulepszonej :D.